
Wolna, nieuregulowana rzeka z przestrzeniami rozległych łąk nad nią wiosenną porą – oto przepis na przygodę i ciekawe spotkania, niezależnie od pory dnia. Rannym ptaszkiem nie jestem, więc na miejsce włóczęgi docieram, kiedy słońce jest już wysoko nad horyzontem. A jakoś często przydarzy się jakieś ciekawe spotkanie podczas spaceru.
Tak było i tym razem. Podczas szybkiego przeszukiwania mapy wpadł mi w oko obszar dość rozległych łąk nad Bugiem, z kilkoma starorzeczami, tuż obok wsi Dręszew. Kilka minut i już podążałem w jego kierunku. Wyjazd z Warszawy teraz nie nastręcza problemów, odkąd nowa S8 omija Marki, więc przejechałem w mig. Od drogi szybkiego ruchu do wsi też lokalnymi drogami jedzie się wygodnie. Kiedy zaś wjechałem do Dręszewa, zanim asfaltowa droga skręci w prawo, skręciłem w lewo – w drogę gruntową przez łąki.
I tu pierwsza niespodzianka – ta droga to piękna wierzbowa aleja. A ja uwielbiam wierzby. To one tworzą niezwykły klimat i charakterystyczny krajobraz Mazowsza. Kiedyś gospodarze o nie dbali bardziej – dawały cień pracującym w polu lub wypasającym bydło, stanowiły także cenne źródło opału oraz materiału do budowy płotów. Dziś zaniedbane, ze znacznie za długimi odrostami, które często są za ciężkie na stary wypróchniały pień. Wystarczy silniejszy wiatr i drzewo się łamie. Tymczasem wystarczy regularne ogławianie, by wierzby były drzewami naprawdę długowiecznymi, dając w swych konarach i swym pniu schronienie wielu różnym stworzeniom.
Na szczęście wierzby po obu stronach polnej drogi, w którą skręciłem, były okazami zdrowia, okrytymi świeżą, wiosenną zielenią. Trochę dalej od drogi wznosiły się zaś dostojne, wysokie i jeszcze prawie nagie topole. Na nich zaś dziwne widowisko: kruczy sejmik. Chyba kruczy… Wnioskuję tak z faktu, że ptaszyska były duże – znacznie większe od spotykanych w miastach gawronów i wron. Do tego głośno i dźwięcznie krakały i chyba miały charakterystyczną bródkę. Tylko co one tu robiły? Wyglądało, jakby odbywały gody. No ale kruki są monogamiczne. I najczęściej nie więcej jak parę tych ptaków spotykam na obrzeżach starych lasów. Tu było ich co najmniej sześć.
Co robiły – nie wiem. Najważniejsze, że miały się dobrze. Jeszcze niedawno były bowiem zwalczane, gdyż traktowano je jako szkodniki. A przecież to piękny i w dodatku mądry ptak. Liczne badania udowodniły jego wysoką inteligencję oraz umiejętność komunikacji. Zawsze jednak ludzie mieli do niego ambiwalentny stosunek. Z jednej strony uważany za symbol mądrości, z drugiej był traktowany jako zwiastun nieszczęścia. Zapewne przez swoje nomen omen kruczoczarne pióra i niezbyt przyjemny głos.

Ptaki, które spotkałem, z pewnością bardziej odpowiadały sposobowi traktowania ich przez dawnych Greków, dla których były ptakami solarnymi, posłańcami Apollina i atrybutem Ateny. Krakały głośno, latały tam i sam, wciąż czymś zajęte, ale zdecydowanie zadowolone z promieni wiosennego słońca, które raźno świeciło w górze. Ich spotkanie odebrałem jako dobrą wróżbę na tę wiosnę i dalsze wycieczki.
Nie wiedziałem jednak, że za chwilę spotka mnie jeszcze większa niespodzianka. Trzymając się dalej drogi wyszedłem spośród drzew na w pełni otwartą przestrzeń. Blado beżowe ubiegłoroczne łodygi traw falowały na wietrze. Za niewielkim zakrętem drogi odsłonił się fragment wykoszonej łąki a na nim… stadko dzikich gęsi z gatunku Gęgawa.
Gęsi dotychczas raczej tylko słyszałem, widziałem zaś z oddali, kiedy wiosną lub jesienią przelatywały gdzieś nad moją głową, wracając z zimowisk lub zdążając na nie. A tu taki rarytas. Stadko gęsi spaceruje sobie po łące. Uznałem to za kolejny dobry omen.
Bo „głupia gęś” to stosunkowo nowy wynalazek. Gęś bowiem dla wielu cywilizacji od zamierzchłych czasów była ptakiem świętym. Egipcjanie widzieli w niej stworzycielkę świata, która złożyła kosmiczne jajo, z którego wykluł się bóg Amon-Ra; na dalekim wschodzie uważana zaś za „ptaka niebios”, posłańca, przynoszącego dobre wieści, wreszcie szanowana przez Rzymian za to, że ostrzegła przed atakiem Galów na Wieczne Miasto. Swym głośnym gęganiem budzi świat do życia po zimie, obwieszczając nadejście ciepłych dni i początek kolejnego cyklu życia.
Nie dziwią mnie takie jej przymioty. Jedno spojrzenie wystarczy bowiem, aby przekonać się, że ten dość duży ptak ma w sobie coś majestatycznego, lekko wyniosłego, dostojnego i szlachetnego. Gęgawy, które spotkałem, mają do tego upierzenie w bardzo gustownych, stonowanych kolorach, które dodają im klasy.
No ale moje przyglądanie się nie trwało długo, gdyż stadku nie spodobał się najwyraźniej ten „dwónóg” stojący na drodze, bo być może szybko skojarzył się z dubeltówką, hukiem i śrutem. Gęsi postanowiły więc odlecieć, a mnie nie pozostało nic innego niż ruszyć dalej.

Dalsza część mojej wycieczki upłynęła wśród łąk, następnie przez kolejną wieś i przez las. Po drodze nie zabrakło starorzeczy, na których roiło się od ptactwa – nie chcąc go jednak płoszyć nie podchodziłem bliżej. Trwały tam bowiem wielkie zaloty, w których wolałem nie przeszkadzać. W końcu spotkanie z krukami i gęgawami w zupełności wystarczy jak na jeden spacer.
WERSJA AUDIO
MAPA SYTUACYJNA