Plan był zupełnie inny, ale decyzje podejmowane „na gorąco” nieco go zmieniły. Zaplanowałem sobie bowiem wycieczkę do Maciejowic i niedalekiego Podzamcza. Mimo że nazwa tego pierwszego miasta z pewnością budzi w wielu z nas skojarzenia z bitwą Insurekcji Kościuszkowskiej, idę o zakład, że mało kto z zapytanych byłby w stanie powiedzieć, choćby w przybliżeniu, w jakim regionie Polski leży ta miejscowość. Tymczasem administracyjnie to teren województwa mazowieckiego, tuż przy jego granicy z Lubelskiem, około 80 km od Warszawy. Historycznie zaś to obszar dawnego województwa sandomierskiego wchodzącego w skład Małopolski.
Na mapie wszystko wyglądało klarownie – parkuję na rynku w Maciejowicach, a stamtąd ruszam na wycieczkę do Podzamcza, zobaczyć pałac i pozostałości majątku rodu Zamoyskich. Niestety, na tejże mapie wypatrzyłem także rezerwat „Wymięklizna”, leżący tuż przy trasie do Maciejowic. Po krótkim researchu dowiedziałem się, że chroni on m.in. jedno z większych skupisk wawrzynka wilczełyko na Mazowszu. Krzew ten kwitnie od końca lutego do połowy kwietnia, zanim jeszcze wypuści liście. A do tego jest dość rzadko spotykany. Uznałem więc, że warto wykorzystać okazję i spróbować zobaczyć, jak też roślina ta prezentuje się „na żywo”, gdyż dotychczas znam ją jedynie ze zdjęć.
I tak też niestety pozostało do chwili obecnej. Po pierwsze sam rezerwat wcale niełatwo namierzyć. Po drugie trudno też znaleźć sensowne miejsce do pozostawienia auta. W efekcie zatrzymałem się pod lasem za wsią Sobienki, jakieś 2 km od miejsca, które było pierwszym celem mojej podróży. Po trzecie o etymologii nazwy rezerwatu przekonałem się na miejscu, gdy moje buty zaczęły powoli acz zdecydowanie tracić swoje właściwości wodoodporne, podczas gdy ja starałem się duktami leśnymi obejść obszar chroniony. I wreszcie po czwarte: albo wawrzynka w rezerwacie jest mniej, niż przypuszczałem, i nie udało mi się natrafić na żaden okaz, albo po prostu jeszcze nie kwitnie. Po 3 godzinach bezowocnych poszukiwań kwitnącego okazu poddałem się i postanowiłem wrócić do auta.
Nie twierdzę, że czas spędzony na tych poszukiwaniach był stracony. Lasy tutaj są przepiękne i bardzo różnorodne. Spacerowiczów żadnych. Marcowe słońce przyjemnie grzało twarz. Włóczęga była naprawdę przyjemna. Tylko pewien niedosyt pozostał.

Po dotarciu do Maciejowic stwierdziłem, że nie mam już czasu na przemierzenie całego, ponad 17-kilometrowego szlaku żółtego, który z miasta (formalnie wsi, gdyż prawa miejskie odebrano miejscowości w 1875 r.) prowadzi okrężną trasą do Podzamcza, tworząc nie do końca domkniętą pętlę lub, jak kto woli, coś na kształt odwróconego znaku zapytania. Ruszyłem więc do celu mojej wycieczki, przecinając duży, brukowany tzw. „kocimi łbami” rynek. W jego centrum znajduje się ratusz z halami targowymi, który niedawno przeszedł całkiem korzystny remont. W ratuszu zaś, na piętrze, znajduje się muzeum, poświęcone Kościuszce i historii Maciejowic. Niestety ze względu na stan zagrożenia epidemicznego było ono zamknięte do odwołania.
Droga z Maciejowic poprowadziła mnie lasami w stronę rzeczki Bączychy, malowniczo meandrującej pomiędzy pagórkami. Przed mostem na rzeczce skręciłem w stronę podzamcza, w brukowaną drogę, która niebawem stała się zwykłą „gruntówką” pełną dziur i wybojów. Przy drodze znajduje się zalew – z pewnością miejsce popularne wśród okolicznych mieszkańców, bo i w czasie, kiedy ja tam dotarłem nie brakowało nad nim wędkarzy. Po drugiej stronie drogi widok dość smutny – resztki starego, drewnianego młyna wodnego z XIX w. Widać, że ktoś próbował dokonać w budynku remontu, świadczą o tym fragmenty murowanych ścian. Nie pomogło to ani inwestorowi, który swojego przedsięwzięcia nie zakończył, ani tym bardziej budynkowi, który jest zupełną ruiną. Wielka szkoda, bo tego typu zabytków w mazowieckim krajobrazie nie znam zbyt wiele, choć w różnych książkach często czytam, że nad nawet niewielkimi rzeczkami na odcinku kilku kilometrów potrafiło niegdyś działać kilka czy nawet kilkanaście takich obiektów.
Kawałek za mostkiem na Okrzejce droga znów stała się brukowana i zaczęła prowadzić lekko pod górę. Na pagórku zaś, czy też skarpie nad doliną Okrzejki zobaczyłem cel mojego spaceru – pałac Zamoyskich.

To centrum całego zespołu rezydencjonalnego. Pierwotnie, w XVI w., stał tu zamek należący do rodziny Maciejowskich, od których nazwiska bierze nazwę pobliska miejscowość. Dziś możemy oglądać tu pałac z XVII w. w otoczeniu resztek parku krajobrazowego. Stoi pusty, strasząc dziurami okien z powybijanymi szybami. Kolejny smutny widok. Tym bardziej, że położony jest naprawdę malowniczo – na wzniesieniu, które dość urwiście opada w stronę rzeczki, za to łagodnym stokiem schodzi w stronę łąk i resztek pałacowych stajni.
Te w czasach swej świetności musiały wyglądać imponująco, bo i dziś ich ruiny prezentują się malowniczo. Zbudowane półkoliście, w stylu neogotyckim, na kształt obronnego zamku z basztą, z pewnością świetnie wpisywały się w krajobraz okolicy. Nieopodal stoi domek ogrodnika. Ponoć kiedyś miało w nim swoją siedzibę Towarzystwo Miłośników Maciejowic. Widać po odzyskaniu przez rodzinę Zamoyskich posiadłości (co nastąpiło kilka lat temu) musiało się wyprowadzić. W efekcie dziś to kolejna ruina, którą także, na domiar złego, ktoś próbował remontować.

Jedynym obiektem, który w całym tym kompleksie jest w stanie nawet więcej niż dobrym, jest oficyna pałacowa z XIX w. Wszystko za sprawą tego, że znajduje się w niej Izba Przyrodniczo-Leśna im. Jana Pawła II Nadleśnictwa Garwolin. Gwoli ścisłości: drugim obiektem w świetnym stanie, a do tego dużej urody, jest stojąca na skrzyżowaniu nieopodal oficyny kapliczka z połowy XIX w., z figurą Najświętszej Maryi Panny, prezentująca styl neogotycki.
Całość założenia pozwala szybko zorientować się, jak znaczny, dostatni i piękny był to majątek. W rysie historycznym Nadleśnictwa Garwolin przeczytać możemy na przykład, że:
Na przełomie XIX i XX wieku w okolicach Podzamcza leśnik Feliks Rożyński stworzył największe w historii polskiego ogrodnictwa szkółki leśno-ogrodnicze. Przed I wojną światową powierzchnia gospodarstwa szkółkarskiego wynosiła 135 ha. Zapas gotowych do ekspedycji sadzonek wynosił 50 mln, a rynkiem zbytu był obszar Królestwa Polskiego oraz Rosji: Moskwa, Kijów, Odessa, Wilno, Mińsk, Taszkent, Irkuck, aż po odległe rejony Mandżurii, zachodniej Syberii i Zakaukazia[1].

Brakuje tu tylko wzmianki, że Różyński stworzył owe szkółki właśnie w dobrach i z inicjatywy Zamoyskich, którzy nie szczędzili środków, by rozwijać ten majątek. Działały tu także cegielnia, garkarnia, fabryczka tkacka, gorzelnia oraz browar. Pewien ogląd tego, jak wyglądał ten majątek w rozkwicie, dają fotografie umieszczone na facebookowym profilu Dawne Podzamcze. Dziś z tego wszystkiego pozostały tylko resztki resztek.
Niemniej nawet dziś w miejscu tym drzemie ciągle ogromny, choć niemal zupełnie niewykorzystany potencjał. Wkoło rozciągają się bądź w większości iglaste lasy, bądź też malownicze łąki. Nie brak tu też wody – czy to w postaci rzeczek, kanałów i strug, czy stawów i zalewów. Widziałem reklamy zachęcające do skorzystania z prywatnego łowiska, co może uatrakcyjnić pobyt tu miłośnikom wędkarstwa. Wszystko to sprawia, że Podzamcze wraz z pobliskimi Maciejowicami to świetny punkt na krótki wypad. Jest gdzie spacerować, jeździć rowerem, co zwiedzać. Są też piękne miejsca, gdzie po prostu można rozłożyć koc i poleniuchować nad szumiącą wodą. A przecież doskonale wiem, że sam nie odkryłem tu jeszcze wszystkiego.

Nie dotarłem na przykład do Rezerwatu Przyrody Kopiec Kościuszki niedaleko miejscowości Nowa Krępa, gdzie Kościuszko miał zostać ranny i wzięty do niewoli. Nie miałem czasu przejść się także do Rezerwatu Torfy Orońskie, gdzie rośnie ponoć wiele gatunków storczyków. Nie dotarłem też do drzewa Kościuszki w Godziszu – dość osobliwego pomnika. Nie zrobiłem wycieczki nad Wisłę, która lekkim łukiem oddalona jest od miejscowości. Same Maciejowice w końcu też potraktowałem po macoszemu. Wcale mnie to jednak nie martwi. To tylko powody, aby wrócić tu znowu i nie wątpię, że kiedyś to zrobię. Wam też polecam odwiedzenie tego zakątka województwa mazowieckiego – póki na teren parku przypałacowego w Podzamczu można wejść bez problemów, póki resztki stajni i młyna jeszcze stoją, póki jest tu co zobaczyć.
MAPA SYTUACYJNA
WERSJA AUDIO
PRZYPISY [1] https://garwolin.warszawa.lasy.gov.pl/aktualnosci/-/asset_publisher/1M8a/content/historia-nadlesnictwa#.XnEbz6hKhyw